Pływające targowisko próżności i rozkoszy

Z notatek:

6.30, pobudka. Na krawężniku zażywamy kawy, bułki i papierosa z 7 Eleven. Czekamy. Czekamy. Siedzimy. Znowu nic się nie dzieje. Umówiony wczorajszego popołudnia w jednym z miliona biur turystycznych Bangkoku bus zajeżdża trzydzieści minut po czasie (przykład azjatyckiego studenckiego kwadransa, sytuacja powtarzalna;). Kierowca zgarnia nas jak stado kóz, upycha na tylnych siedzeniach i rusza z piskiem opon, aby odszukać resztę wycieczki w zaułkach zaspanego miasta. Do celu sto kilometrów. Czas na drzemkę lub porządki w zdjęciach.”

Tymi słowy rozpoczęłam mój przedostatni dzień w Bangkoku, dzień żałoby, gdyż po trzech tygodniach w upalnej i pysznej Azji myśl o powrocie do grudniowej Europy napawała mnie prawdziwym przerażeniem. Pohamowałam jednak konie wyobraźni i wróciłam do przeżywania rzeczywistości.

Kilka słów na temat.

Kiedyś, dawno temu, za sprawą sieci kanałów, Bangkok nazywany był Wenecją Azji. Obecnie jest to miasto dróg i korków, ale pozostałości po starych, dobrych czasach dla ciekawskiego oka ciągle są dostrzegalne i nie mam tu na myśli jedynie wodnych taksówek wożących mieszkańców wzdłuż Menamu. Poza tym, że w mieście dość często można natknąć się na malowniczy mostek czy ukryty pomiędzy wysokimi budynkami kanał, nadal funkcjonują także pływające targi.

Floating markets, to obecnie przede wszystkim atrakcja turystyczna, nie należy się jednak z góry na to obrażać. O świcie miejsca te podobno nadal służą lokalnej społeczności, po ósmej rano stają się jednak typową skarbonką na zagraniczną walutę, która oferuje wszelkie dostępne na świecie i spotykane w każdym kurorcie  azjatyckie badziewie, ale przewodniki i strony internetowe krzyczące o stu i jeden rzeczach, które KONIECZNIE trzeba zrobić w Bangkoku są co do tego zgodne – wstań rano, złap transport i daj się pobujać w łódce, jest naprawdę zabawnie ( jak to w Azji) i zdecydowanie warto.

Przejażdżka smukłą łodzią motorową, która zabiera turystów na targ, pędząc ok 30 km/h wąskimi kanałami, pozwala nam wczuć się w klimat miejsca do którego zmierzamy. Na przystani przesiadamy się do mniejszych łodzi napędzanych siłą mięśni i wioseł lokalnych przewoźników, którzy z wycieczką na pokładzie robią solidną rundkę wśród sklepów. Zakupów dokonuje się z pokładu łódki, co jest dość egzotyczne i  nieco krepujące, bo trudno jest profesjonalnie i twardo negocjować cenę pod czujnym okiem grupy nieznajomych, niecierpliwie czekających na dalsze atrakcje. Darujemy sobie zatem zakupoholizm, skupiamy się na obserwowaniu otoczenia i robieniu zdjęć. Kolorowych widoków i zabawnych scen tradycyjnie nie brakuje.

Bangkok-0747

Recepta na azjatyckie, palące słońce. Do wyboru do koloru, a nakrycie głowy dumnie powiewające na maszcie w lewej dolnej części zdjęcia, ostatecznie stało się naszym łupem.

Bangkok-0737

Ruch jest spory. Zdarzają się korki i zatory, ale dla nas to doskonały pretekst, aby podziwiać zręczność i stoicki spokój kapitanów tych niewielkich obiektów pływających.  W sytuacji zakorkowania kanału, a także wyprzedzania, mijania oraz innych manewrów na wodzie, sugerujemy pochować palce, kolana, łokcie i inne wystające poza obręb łodzi części ciała, gdyż dla nieuważnych i marudnych nie ma litości. Przekonał się o tym Grzegorz, który w kontakcie z burtą płynącej z naprzeciwka łódki, nabył solidnego, wielobarwnego siniaka na kolanie.

Bangkok-0758

Rzut z góry ;)

Bangkok-0738Krótka lekcja na temat: Jak się targować nie mając wspólnego języka.

Bangkok-0797

Azjatycka kuchnia w wersji pływającej.  Same pyszności.

Bangkok-0784Paliwo.

Bangkok-0732

Czujność. Gracja. Marsowe oblicze.

Bangkok-0824

A wszystko to bajecznie świeże!

Bangkok-0805

Mój ulubiony kucharz – różowa bluzeczka, spodnie moro i doskonałe zupy.

Bangkok-0830-2

A na koniec, dla spragnionych mocnych wrażeń – zdjęcie z wężem.

Znudzonym, umęczonym i bardzo, bardzo biednym wężem, dodam.

Więcje informacji praktycznych na temat pływających targów znajdziecie na Thai-blogs.com

A więcej zdjęć i historii u naszego towarzysza podróży – Kuby. Przy okazji zachęcamy do głosowania w konkursie na Blog Roku 2012 w którym blog  Kuby bierze udział.

6 uwag do wpisu “Pływające targowisko próżności i rozkoszy

  1. NASTĘPNA. Chao Phraya nie żaden Menam!!! http://en.wikipedia.org/wiki/Chao_Phraya_River

    On many old European maps, the river is named Menam or Mae Nam (Thai: แม่น้ำ), Thai for „river”. James McCarthy, F.R.G.S., who served as Director-General of the Siamese Government Surveys prior to establishment of the Royal Survey Department, wrote in his account: Me Nam is a generic term, Me signifying „mother” and Nam „water,” and the epithet Chao P’ia signifies that it is the chief river in the kingdom of Siam.

Dodaj odpowiedź do Aleksandra Anuluj pisanie odpowiedzi